Digitale Ausgabe

Download
TEI-XML (Ansicht)
Text (Ansicht)
Text normalisiert (Ansicht)
Ansicht
Textgröße
Originalzeilenfall ein/aus
Zeichen original/normiert
Zitierempfehlung

Alexander von Humboldt: „Opisanie historyczne podróźy Alexandra Humboldta i Emego Bompland do krain międzyzwrótnikowych nowego świata; tomu II, część 2, z cztérma rycinami. Paris chez Maze Libr. 1821“, in: ders., Sämtliche Schriften digital, herausgegeben von Oliver Lubrich und Thomas Nehrlich, Universität Bern 2021. URL: <https://humboldt.unibe.ch/text/1821-Personal_Narrative_of-15-neu> [abgerufen am 23.04.2024].

URL und Versionierung
Permalink:
https://humboldt.unibe.ch/text/1821-Personal_Narrative_of-15-neu
Die Versionsgeschichte zu diesem Text finden Sie auf github.
Titel Opisanie historyczne podróźy Alexandra Humboldta i Emego Bompland do krain międzyzwrótnikowych nowego świata; tomu II, część 2, z cztérma rycinami. Paris chez Maze Libr. 1821
Jahr 1822
Ort Vilnius
Nachweis
in: Dziennik Wileński 1:3 (März 1822), S. 373–386.
Sprache Polnisch
Typografischer Befund Antiqua; Auszeichnung: Kursivierung; Fußnoten mit Asterisken.
Identifikation
Textnummer Druckausgabe: IV.15
Dateiname: 1821-Personal_Narrative_of-15-neu
Statistiken
Seitenanzahl: 14
Zeichenanzahl: 19596

Weitere Fassungen
Personal Narrative of Travels to the Equinoctial Regions of the New Continent, during the years 1799–1804. By Alexander de Humboldt, and Aimé Bonpland, &c. &c. London, 1821, 8vo. 2 Vols. pp. 864 (London, 1821, Englisch)
Personal Narrative of Travels to the Equinoctial Regions of the New Continent, during the years 1799–1804. By Alexander de Humboldt, and Aimé Bonpland, &c. &c. London, 1821, 8vo. 2 Vols. pp. 864 (Philadelphia, Pennsylvania, 1821, Englisch)
Moschettoes (Musquetoes) of S. America (Washington, District of Columbia, 1821, Englisch)
Savages on the Oronoko (Boston, Massachusetts, 1821, Englisch)
Moschettoes (Musquetoes) of South America (Chillicothe, Ohio, 1821, Englisch)
Moschettoes (Musquetoes) of S. America (Salisbury, North Carolina, 1821, Englisch)
From Humbolt’s Narrative of a Tour on the Oronoko (Amherst, New Hampshire, 1821, Englisch)
Humboldt’s and Bonpland’s Travels (Boston, Massachusetts, 1821, Englisch)
Savages on the Oronoko (Concord, New Hampshire, 1821, Englisch)
Tiger familiarity with infants (Leeds, 1821, Englisch)
Savages on the Oronoko (Danville, Vermont, 1821, Englisch)
Savages on the Oronoko (Woodstock, Vermont, 1821, Englisch)
Savage prejudices (Liverpool, 1821, Englisch)
Musquitos (London, 1821, Englisch)
Opisanie historyczne podróźy Alexandra Humboldta i Emego Bompland do krain międzyzwrótnikowych nowego świata; tomu II, część 2, z cztérma rycinami. Paris chez Maze Libr. 1821 (Vilnius, 1822, Polnisch)
Beiträge zur Naturgeschichte der Mosquitos (Erfurt; Weimar; Leipzig, 1822, Deutsch)
Innocence (London, 1822, Englisch)
|373|

Opisanie historyczne podróży Alexandra Hum-boldta 1 Emego Bompland do krain między-zwrótnikowych nowego świata; tomu II, część2, z cztérma rycinami. Paris chez MazeLibr. 1821.


Po długiey i bardzo długiey przerwie, niez winy autora pochodzącey, wyszła nakoniecczęść czwarta Opísów historycznych tey sławneypodróży do krain międzyzwrótnikowych, z do-łączeniem cztérech rycin stanowiących Nra6, 23, 24, i 26 Atlasu geograficznego. Jednaz tych kart, wystawująca rzekę Magdaleny,jest naywybornieyszą i pierwszą ze sztycho-wanych we Francyi, podług wynalazku Leh-mana. Część ta, która wydaną została jako dru-ga połowa drugiego tomu Opisów, i która sięzaczyna od stronicy 289, stanowi sama jednatom wielki in 4to od 433 stronic, napełnio-ny jak poprzedzający wypadkami interesują-cemi i uwagami, z prostotą i jasnością wła- |374| ściwą pisarzowi, umiejącemu połączyć je z wiel-kością wyobrażeń. Tę część dzieła przezna-czywszy autor dla czytelników klas rozmai-tych, szczególnieyszego dołożył starania, abywszystkim zarówno była zrozumiałą. Tych Opisów dwa jeszcze tomy zostają do wydania,w ostatnim będzie zawarty obszerny Spis ma-teryi, w którym obserwacye, naywięcey in-teresujące fizyków i geologów, będą porzą-dnie ułożone (*). W teyto szczególniey materyi wybierze-my niektóre postrzeżenia, mające służyć zaprzedmiot tego wyjątku. Samo zastanowie-nie się nad ogromnością tego dzieła, ze wszechwzględów olbrzymiego, wznieca w nas spra-
(*) Nie od rzeczy będzie tu namienić, iż zbiór bogaty wiado-mości, zebranych przez dwóch podróżnych, i wielość ichobserwacyy, nadała dziełu temu następujący podział:Część 1sza. Opisy historyczne, we cztérech częściachdwa wielkie tomy in 4to z atlasem geograficznym.Część 2ga. Widoki Kordyllierów i pomniki mieszkańcówAmeryki, dwa tomy in folio z wielu rycinami.Część 3cia. Zoologija i anatomija porównawcza, jedéna-ście części in 4to z rycinami kolorowanemi.Część 4ta. Uwagi polityczne nad nową Hiszpaniją, dwatomy in 4to z atlasem in folio.Część 5ta. Zbiór obserwacyy astronomicznych i wymia-rów barometrycznych wysokości Kordyllierów, dwa to-my in 4to.Część 6ta. Botanika podzielona na cztéry części: 1) Ro-sliny międzyzwrótnikowe, dwa tomy in folio. 2) Opi-sanie szczególne Melastom, dwa tomy w dwudziestudwóch częściach. 3) Mimozy i inne rośliny groszkowe, sześć części in folio. 4) Nova genera et species planta-rum, cztéry tomy w ośmnastu częściacb.Do tego katalogu nie dostaje jeszcze dwóch tomów Opi-sów historycznych; jednego tomu Zoologii; dwóch to-mów Nova genera et species plant. aequin.; Obserwacyymagnetycznych; i nowey edycyi Geografii roślinney, ponieważ pierwsza już z handlu wyszła.Kazda część i podział, stanowi szczególne dzieło, któresię osobno przedaje.
|375| wiedliwe podziwienie, równie nad głęboko-ścią i rozmaitością wiadomości, jak nad si-łami fizycznemi i moralnemi, nad cierpliwo-ścią i wytrwałością w człowieku, który po-trafił znieść wszystkie trudy podobney podró-ży, i przezwyciężyć silnieysze może jeszczezawady w jey wydaniu, właśnie w tym cza-sie, gdy cała Europa zagrożona była roz-wiązaniem. Zbieg tych okoliczności, wysta-wia nam całe to dzieło, jako pomnik nayzna-komitszy i nayzaszczytnieyszy dla rodzajuludzkiego, wskazujący: co może dokazać usil-na wola kierowana rozumem, témto niewy-czerpanem źródłem wszystkiego, co tylko naziemi jest pięknego, wielkiego i użytecznego;tak jak w początkach rzeczy, wola Naywyż-sza wyprowadziła z niczego te kule niezmier-ne, które napelniają przestrzeń świata, rzekł-szy: „Niech się stanie światło, i stało sięświatło.”
Pomiędzy fizycznemi trudnościami tey po-dróży, bardzo są małey wagi te, które czy-telnik mógł przewidzieć. Tu każdy spodzie-wa się upałów nieznośnych, pustyń skwarli-wych i krajów zawalonych roślinami, którebezustannie siekierą uprzątać potrzeba; alenikt nie wyobraża sobie należycie tych zawad,które sam autor opisuje. „Kto nie żeglował (powiada on) po wiel-kich rzekach Ameryki międzyzwrótnikowey,naprzykład na Orenoku, lub na rzece Magda-leny, nie potrafi sobie wyobrazić, jak możnatam żyć, będąc bezustannie dręczonym od o-wadów powietrze wypełniających, i jak ich |376| mnóztwo, zamieszkanie tak obszernych kra-jów czyni prawie niepodobném. Mimo nay-większą nawykłość do znoszenia boleści, mimonaygorętszą żarliwość w ściganiu przedmio-tów swych badań, niepodobna jest, aby niebydź bezustannie od nich odrywanym przez moskity, zankudy, żażeny i tempranery, któ-re okrywają ręce i twarz, przenikają odzienieswojemi pyszczkami, nakształt żądła przedłu-żonemi, i które wciskając się w nozdrze iusta, sprawują kaszel i kichanie, skoro ktochce mówić na wolném powietrzu. Jakożw missyach nad Orenokiem, we wsiach nadbrzegami tey rzeki położonych, a nieprzeby-temi lasami otoczonych, la plaga de las mo-scas (kąsanie much) jest niewyczerpaną ma-teryą rozmowy. Mieszkańcy tameczni napo-tkawszy się z sobą zrana, z tém naypierw-szém odzywają się pytaniem: „Czy bardzo„w nocy dokuczały ci zankudy? albo czy„wiele dziś będzie moskitów?” Takie przy-witanie przypomina nam komplement grze-czności chińskiey, wskazujący dawnieyszy standzikości tego kraju. Pozdrawiano się tamniegdyś zwyczaynie wyrazem wu-to hu? czybyłeś tey nocy napastowany od wężów? Oba-ozymy niżey, jako na brzegach rzeki Tuami-ni, Magdaleny, a zwłaszcza w Choko, (kra-ju złota i platyny) można dodać do pytania chiń-skiego o wężach, grzeczne pytanie o moskitach. Następnie autor mówi o geograficznym roz-łożeniu tych nadwadnych owadów, w czémszczególne postrzega zjawienia; o wielości zaśsih w niektórych okolicach, powiada: |377| „Zá uyściem rzeki Araukas, przebywającciaśninę Baraguan, nie masz spoczynku dla po-dróżnego. Dolne warsty powietrza, odziemi aż do piętnastu lub dwudziestu stopw górę, są napełnione jadowitemi owadami,jak wyziewem jakim zgęszczonym. Wszedł-szy w mieysce ciemne, naprzykład do pie-czar kataraktowych, z brył granitu utworzo-nych, i spóyrzawszy przez szparę słońcemoświeconą, widać chmury moskitów, mnieylub więcey zgęszczone, wedle tego jak w po-wolnych swych i niby tanecznych ruchach, sku-piają się lub rozpierzchają. „O jak bydź„musi dobrze na xiężycu! mówił ameryka-„nin Saliwa do xiędza Gumilla, piękny jest„i czysty, musi bydź od much wolnym.”Słowa te, malujące pierwsze dzieciństwo lu-du są bardzo wiele znaczące. Planeta ten, zie-mi towarzyszący, jest wszędzie dla dzikiegoamerykanina, mieszkaniem błogosławionych,krajem szczęśliwości.” „To nas nie mało zastanawiało, co i mis-syonarze jednogłośnie poświadczają, że różneowadów gatunki z sobą nawzajem się nie ku-pią, i że w różnych godzinach dnia, innegatunki kąsają.” „Ile razy dzieją się takowe zmiany, tojést: ile razy po jednych owadach drugie na-stępują, bywa kilka minut, a czasem kwa-drans spokoyności. Po zniknienin jednych, za-raz drugie w jednostayney liczbie nie następują.Od pół do siódmey zrana, aż do piątey wie-czorem, powietrze jest napełnione moskitami, które są podobne do much małych, nie zaś |378| do naszych komorów, jak niektórzy podróżnipowiadają. Należą one do rodzaju simulium, a do familii nadwodników, wedle układu La-treilla; kłócie ich jest tak boleśne jak ślepa-ków: zostawuje ono po sobie znak brunatno-czerwony, a to jest krew wysiadła i śpiekła,w mieyscu, gdzie skóra przekłótą była. Go-dziną przed zachodem słońca nikną moskity, a po nich następują małe komory tempraneros zwane, ze wschodem słońca takoż się okazu-ją; te nie trwają nad półtory godziny, znika-ją wieczorem między szóstą a siódmą; czyli jakmówią po pacierzach a la oracion. Po kil-ku minutach spoczynku, poczynają kąsać zan-kudy, inny gatunek komorów z bardzo dłu-giemi nogami. Zankudy, których pyszczekzawiera w sobie ostrze kolące, sprawują bólgwałtowny i zapalenie do kilku tygodni trwa-jące; ich brzęczenie podobne jest do brzęcze-nia naszych komorów europeyskich, lecz sil-nieysze i dłużey trwające. Amerykanie roz-poznają po głosie zankudy, od tempranerów; te są prawdziwemi owadami zmrokowemi, zankudy zaś są nayczęściey nocnemi i o wscho-dzie słońca znikają (*) .”
(*) Wszystko to, co się nawija około głowy i rąk, służy doodganiania tych owadów. Missyonarze powiadają: „immocniey się będziesz ruszał, tém mniey będziesz kąsa-ny.” Amerykanie namaszczeni orleanem, ziemią bo-larną, lub tłustością żółwi, prawie równie są kąsani, jakgdyby nie byli umalowani; co moment, niby z nałogu,biją się dłonią po ramionach, grzbiecie i nogach. Zankudo brzęczy długo niż usiędzie, lecz skoro sięspoufali, gdy raz wrazi swą trąbkę i ssąc pocznie gru-bieć, wtedy można go ująć za skrzydla bez zruszeniaz mieysca: w czasie ssania, nogi tylne ma w górę pod-
|379| Wyżey powiedział autor, że sposoby któ-remi się starają ochronić od tych owadów,są bardzo nadzwyczayne. Missyonarz Bernar-do Zea, który pędził swe życie w ciągłemudręczeniu od moskitow, zbudował sobie narusztowaniu (na pniu palmowym) przy kościele,małą izdebkę, gdzie swobodniey oddychał. Wstą-piliśmy do niego w wieczor po drabinie, dlasuszenia roślin i zapisania dziennika podróżynaszey. Myssyonarz ten trafnie postrzegał, iżowady zaymują właśnie nayniższą warstę po-wietrza, która się nie wznosi nad ziemię, naddwadzieścia, lub piętnaście stop wysokości.W Maypurze, Amerykanie za zbliżeniem sięnocy opuszczają swe domy, a idą spać nawysepki, pomiędzy kataraktami położone. Tam-to używają nieco spoczynku, gdyż moskity,
niesione, i gdy bez przeszkody daje się mu napić do sy-tości, żadna puchlina nie następuje i naymnieyszego nieczuć bolu. „Powtarzaliśmy nie raz (powiada autor) todoświadczenie na nas samych. będąc na dolinach Rio dela Magdalena, a to stosownie do rady krajowców. Za-gadnieniem jest: czyli te owady, gdy są zganiane, niezostawują jadu w ciele, lub czy go na powrót niewysy-sają, mając wolność napicia się krwi, aż do sytości.Jabym się zgodził na poślednie mniemanie: pozwalającbowiem ręki komorowi błękitno-skrzydłemu (culex cya-nopterus) uważalem, że ból bardzo mocny w początku,zmnieysza się stopniami w miarę ssania owadu. Gdyowad ze swojey własney uleci woli, ból ten ustaje zu-pełnie. Probowałem zraniwszy sobie cierniem skórę,nacierać ją pogniecionemi owadami mustik, lecz żadnapuchlina nie nastąpiła. Płyn jadowity owadów dwu-skrzydłych z familii komorów, w którym chemicy nickwaśnego nie odkryli, zawiera się, jak u mrówek i in-nych owadów żyłkoskrzydłych, w szczególnych gruczo-łach: podobno, iż się zbyt rozrzedza, a tém samém iosłabia, jesli się naciera skóra całkiem rozgniecionymowadem.”
|380| zdają się unikać powietrza waporami prze-pełnionego. My wszędzie zastaliśmy ich, mnieypośród rzeki, niż około brzegów. Jakoż mnieysię naprzykrzają płynącym po Orenoku z wo-dą, niż przeciw wody.“
Namieniliśmy o kataraktach Maypurskich,wystawiają one naypięknieysze zjawisko geolo-gii; a ich opisanie może dać wyobrażeniesposobu, jak autor podnosi styl swóy do wy-sokości przedmiotow, które chce malować. „Katarakta Kwittuna, albo Máypury, ja-kem mógł ją uważać, płynąc w dół i w góręrzeki (*), jest utworzona równie jak katarak-ta Mapara, albo Etury, z mnóztwa wysp,połączonych z sobą groblami skalistemi, a zay-mującemi koryto rzeki więcey niż na milę.Między témi groblami, albo zaporami natu-ralnemi, nayznakomitsze są: Purimarini, Ma-nini i Saut de la Sardine. Wymieniam je w tymporządku, jakem je widział od południa napółnoc po sobie następujące. Ostatni z tychtrzech szczeblów, ma blizko dziewięciu stopwysokości, i szerokością swoją tworzy wspa-niałą kaskadę. Winienem jednak tu powtó-rzyć, że huk sprawiany przez spadanie, ła-manie się i uderzanie wód, nie tak zależy odsamey tylko wysokości każdego szczebla i każ-dey poprzeczney grobli jak raczey od wielościpomieszanych wirów, skupienia wysp i ster-czących skał pod każdą szczególną kaskadą,oraz od ścieśnienia kanałow, tak, iż do żeglugiledwo dwadzieścia, lub trzydzieści stop po-
(*) Orenok.
|381| zostaje. Część wschodnia katarakt Maypur-skich, jest daleko niebezpiecznieyszą od za-chodniey, jakoż sternicy amerykańscy, pły-nący czy to w dół, czy w górę rzeki, zawszebrzeg lewy obierają.“
„Chcąc jednym rzutem oka objąć całą po-stać tey dziczyzny, trzeba wstąpić na grzbietgranitowey góry Manini, wystający z bagnana północney stronie kościoła missyi. Góra tajest przedłużeniem szczebli składających kas-kadę Manini. Często bywaliśmy na niey: nie-można bowiem nasycić się tym nadzwyczay-nym widokiem, ukrytym w jednym z nayod-legleyszych kątow świata. Przybywszy nawierzchołek skały, znagła uderza widok namilę ciągnącey się piany. Ogromne bryły ka-mieni czarnych jak żelazo, wystają zpośrod-ka. Jedne skupione po parze nakształt wzgór-kow bazaltycznych, inne podobne wieżom, zam-kom, ruinom, a ponura ich farba tym bardzieyodbija się od srebrzystego glansu wód spie-nionych. Każda skała, każda wysepka, o-kryta jest kupą drzew buynych. Dym gęstyod spodu tych wysp i kamieni, ile tylko o-kiem sięgnąć można, rozciąga się ponad rze-ką; a wierzchołki wyniosłych palm, wzbijająsię nad tę mgłę białawą. Jakże mam nazwaćte przepyszne rośliny? Sądzę, iż to jest vad-giai, nowy gatunek z rodzaju Oreodoxa, któ-rey pień, ma więcey ośmdziesiąt stop wyso-kości; upstrzone liście tey palmy, mają glansświetny i wznoszą się prosto do góry. Każ-dey godziny dnia; ta massa piany przybieraodmienną postać. Już to wyspy wysokie i |382| palmy, cień na nią rzucają, już to promie-nie zachodzącego słońca, łamią się w mgleokrywającey kataraktę. Tęcze się formują,nikną i na nowo powstają; igrzyska nadpo-wietrzne, ich obraz unosi się po przyległychrówninach.“ „Taki jest obraz krainy widzianey z wierz-chołka góry Manini, a którego żaden z pod-różnych dotąd nie opisał. Smiało powtórzę:ani czas, ani widok Kordyllierow, ani pobytw dolinach umiarkowanych Mexyku, nie wy-gluzowały z pamięci mojey mocnego wraże-nia widoku, tych katarakt. Gdy czytam o-pisanie owych okolic Indyi, upiękrzonych li-cznemi strumieniami wód i silną wegetacyą,pamięć moja przypomina mi to morze piany,te palmy, których wierzchołki wznoszą sięnad warstę waporow. Zachwycające scenynatury, równie jak wzniosłe dzieła poezyi isztuk pięknych, zostawują po sobie pamięć,która się przez całe życie bezustannie odna-wia i łączy się do wszelkich wyobrażeń wiel-kości i okazałości.“ „Spokoyność atmosfery i burzliwy ruchwody, są to sprzeczności właściwe tey stre-fie. Powiew wiatru nigdy tu nie porusza liści;żadna chmura nie ukrywa nigdy błękitnego skle-pienia niebios; ogromna massa światła rozlanajest w powietrzu, na ziemi usłaney roślinamilsniącemi, i na korycie rzeki okiem nie przey-rzaney. Taki widok zachwyca podróżnego,urodzonego w północney Europie. W imagi-nacyi jego, łączy się wyobrażenie dzikiegopołożenia i potoku, spadającego ze skały na |383| skałę, z obrazem klimatu, w którym częstogrzmot burzy miesza się z szumem katarakt iw którym, w czasie zimowym lub jesiennym,skupione chmury zdają się zstępować na do-liny, i dotykać wierzchołkow sosen i swirkow.Widok krajow nizkich międzyzwrótnikowychma szczegulnieyszą postać, cóś wielkiego i spo-koynego, tam nawet, gdzie jeden z elementow,walczy gwałtownie z niezwyciężonemi zawa-dami. Blizko równika burze i wichry zda-rzają się tylko na wyspach, na pustyniach o-gołoconych z roślin i wszędzie, gdzie części at-mosfery spoczywają na powierzchniach, wcaleinny połysk mających.“ Długa i ciekawa żegluga po rzece Rio Negro,zawiera w sobie wiele ustępow interesującychz jeografii, meteorologii i mineralogii tychobszernych krain; a te szczeguły prowadząprawie zawsze do uwag jeneralnych, jak na-przykład następującego gatunku. Postrzegł onu Amerykanów, mieszkających nad brzegamitey rzeki kamyki zielone, znajome pod imie-niem Kamieni Amazońskich, o których, stoso-wnie do dawnych podań twierdzą, iż pochodząz kraju kobiet niezamężnych: nazywanych w ich ję-zyku Cougnantainsecouima. Pokład naturalny tychkamieni jest jeszcze niewiadomy, autor sametylko względem niego podaje domysły; leczzabobon, który im przypisuje wielkie znaczenie,jako to: ochronę od chorób nerwowych, go-rączek i. t d. zrobił z nich, na północy i połu-dniu Orenoku, handel między krajowcami. O-sady hiszpańskie naśladują amerykanów w no-szeniu tego talizmanu, i dla tego drogo go |384| przedają. Co w gabinetach ukazują pod imie-niem Kamienia amazońskiego, nie jest ani ża-dem, ani feldszpatem zsiadłym; lecz feldszpa-tem pospolitym, który pochodzi z gór Ural-skich, albo z jeziora Onegi w Rossyi, a któ-rego autor nigdy nie widział w górach grani-towych Gujanny. Czasem też siekierowiec,(nephrilo à hache, Beilstein Wernera), któryjest daleko miększy, brany bywa za jedno z bar-dzo rzadkim i bardzo twardym Kamieniem Ama-zońskim. Kamień, który Humbolt dostal uamerykanów, jest, według niego, sossuritem, czyli prawdziwym żadem, który wchodziw skład kamienia zwanego verde di corsica (eu-photide Hayego). Po tym wstępie litologicz-nym, o którym w treści namieniliśmy, autorczyni następujące uwagi. „U ludow obu lądów, przy pierwszychoznakach rodzącey się cywilizacyi, znaydujemyskłonność do niektórych kamieni, nie tylkodo tych, które mogą bydź użyteczne człowie-kowi ze swey twardości, jak narzędzia ostre;ale nawet do niektórych istot kopalnych, któ-rych farby i kształt naturalny, zdają się miećniejakie związki z czynnościami organicznemi,a nawet ze skłonnościami duszy jego. Cześćodwieczna, oddawana kamieniom, jako też po-moce opiekuńcze przypisywane żadom i he-matydom, są właściwe dzikim amerykanom,równie jak mieszkańcom lasow Tracyi, którychustawy Orfeusza i początek tajemnic, nie po-zwalają mieć za dzikich. Rodzay ludzi, imbliższy jest swey kolebki, tym bardziey sądzisię bydź przywiązanym do ziemi i do istot za- |385| wartych w jey łonie. Sily przyrodzenia, amiędzy niemi bardziey niszczące, niż zacho-wujące, są pierwszym celem czci jego. Niew samych to tylko burzach, nie w grzmociepoprzedzającym trzęsienie ziemi, nie w ogniu-to podżegającym wulkany, objawiają się tesiły; skały martwe, kamienie swym glansemi twardością, góry ogromnością i odosobnie-niem, działają na nowe dusze z taką mocą,jakiey my będąc w wyższym stopniu cywi-lizacyi nie poymujemy. Raz ustanowiona cześćkamieni trwa nawet przy zaprowadzeniu now-szey religii; a co w początkach było hołdembóstwa, staje się ufnością zabobonu. Kamie-nie ubóstwione zamieniły się w talizmany,które zachowują duszę i ciało od wszelkiegozłego. Chociaż równiny mexykańskie na pięć-set mil rozdzielają od siebie brzegi Amazoń-skie od Orenoku, chociaż w historyi nie masznaymnieyszego śladu, któryby dowodził zwią-zku ludow dzikich Guyanny z ludami ciwili-zowanemi Anauhaku, xiądz Bernard z Saha-gun, w początach zdobycia znalazł w Cho-lula kamienie zielone, chowane jak relikwije, aktóre należały do Quetzelcohualt. Tą tajemni-czą figurą jest Budha Mexykanów: zjawił sięon za czasu Toltekwow, założył pierwszy zgro-madzenia religiyne, i ustanowił rząd podobnydo rządu Meroe i Japonii.“ Stojemy u kresu naszych wyjątków, a led-wośmy się dotknęli tak bogatego w nayważ-nieysze przedmioty dzieła. Obowiązek naszskracania i mieszczenia niekiedy na kilku kart-kach całego dzieła, tu staje się niepodobnym |386| do wykonania. Sam rodzay takowey pracy,napotykając dzieło tey jędrności, przerażatrudnością wyboru materyi, które mają bydźprzywiedzione, dla dania jakiegoś wyobraże-nia o ogóle dzieła tego: tem bardziey gdywybor ten, ograniczyć trzeba samą nauko-wą częścią tomu, który niemniey jest ważnymz wielu innych względow, jak z przedmiotowhistoryi naturalney. Jakoż powrócić do niegowkrótce nieomieszkamy.

A. W.